Na wstępie chciałam
podkreślić, że to opowiadanie, zainspirowane tamtym wypadkiem, jest tylko i
wyłącznie wytworem mojej wyobraźni. Nie ma ono odzwierciedlenia w
rzeczywistości, więc proszę o nie wykorzystywanie go do tworzenia żadnych
teorii itp.
Gdy miałam 25 lat wyszłam za mąż. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Oboje z Daesung’iem bardzo się kochaliśmy. Wszędzie razem wychodziliśmy, a to teatr, a to kino, jakieś imprezy u znajomych. Planowaliśmy nawet dziecko. Po prostu cudownie. Życie jak z bajki.
Do pewnego dnia...
Mój mąż uległ wypadkowi. Wpadł w poślizg i uderzył z dużą prędkością w motocyklistę. Wracał wtedy do domu, bo wcześniej zadzwoniłam do niego i powiedziałam mu, że jestem w ciąży. Nie mogłam się powstrzymać i chciałam, żeby wiedział od razu. Teraz tego żałuję...
Słyszałam w jego głosie zachwyt… Chciał jak najszybciej wrócić do domu...
Gdy dostałam telefon ze szpitala z tą straszną wiadomość myślałam, że umrę.
Pojechałam tam. Lekarze nie dawali mu zbytnio szans na wyjście z tego. Załamałam się. To była moja wina. Gdybym nie zadzwoniła do niego to Dae by się nie spieszył i nic by się nie stało.
Po tygodniu nadal nie było z nim żadnego kontaktu. Miały kolejne dni a ja zamiast cieszyć się ciążą byłam nieszczęśliwa... bo przecież będę wychowywać dziecko sama. Bez Daesung’a.
Minął rok. Urodziłam, ślicznego chłopczyka. A Daesung nadal leżał w takim samym stanie, w jakim był...
Po dwu rocznej walce Dae zmarł...
Było mi tak źle...
To był dla mnie ogromny cios...
Niekiedy miałam ochotę do niego dołączyć…
Ale miałam dziecko i musiałam dla niego żyć.
************
Od śmierci Daesung’a minęło już sporo czasu, ale ja dalej nie umiem się pogodzić z tym, co się stało...
Wszyscy mi mówią żebym żyła dalej...
Ale jak mam żyć dalej bez niego....?
Do pewnego dnia...
Mój mąż uległ wypadkowi. Wpadł w poślizg i uderzył z dużą prędkością w motocyklistę. Wracał wtedy do domu, bo wcześniej zadzwoniłam do niego i powiedziałam mu, że jestem w ciąży. Nie mogłam się powstrzymać i chciałam, żeby wiedział od razu. Teraz tego żałuję...
Słyszałam w jego głosie zachwyt… Chciał jak najszybciej wrócić do domu...
Gdy dostałam telefon ze szpitala z tą straszną wiadomość myślałam, że umrę.
Pojechałam tam. Lekarze nie dawali mu zbytnio szans na wyjście z tego. Załamałam się. To była moja wina. Gdybym nie zadzwoniła do niego to Dae by się nie spieszył i nic by się nie stało.
Po tygodniu nadal nie było z nim żadnego kontaktu. Miały kolejne dni a ja zamiast cieszyć się ciążą byłam nieszczęśliwa... bo przecież będę wychowywać dziecko sama. Bez Daesung’a.
Minął rok. Urodziłam, ślicznego chłopczyka. A Daesung nadal leżał w takim samym stanie, w jakim był...
Po dwu rocznej walce Dae zmarł...
Było mi tak źle...
To był dla mnie ogromny cios...
Niekiedy miałam ochotę do niego dołączyć…
Ale miałam dziecko i musiałam dla niego żyć.
************
Od śmierci Daesung’a minęło już sporo czasu, ale ja dalej nie umiem się pogodzić z tym, co się stało...
Wszyscy mi mówią żebym żyła dalej...
Ale jak mam żyć dalej bez niego....?
Bardzo fajnie piszesz. ;) Szkoda, że ta historia tak smutno się skończyła.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńSmutno że historia się tak kończy :(
OdpowiedzUsuńNiestety :(
UsuńSzkoda, że to taka krótka i smutna historia.
OdpowiedzUsuńNiestety taka mi wyszła :)
Usuń