24 sierpnia 2018

Taneczny duet - Donghyuk (DK)

Jest tutaj.
Jedyny chłopak, sprawiający że moje serce przyśpiesza. Sposób w jaki się poruszał, przyprawiał mnie o dreszcze, a płynne ruchy wprawiały w zachwyt. Donghyuk był najlepszym tancerzem w grupie. Prawie wszyscy tak uważali. I mieli racje. Mało kto potrafił powtórzyć jego ruchy. Dzisiaj przyszłam wcześniej na zajęcia taneczne. Gdy weszłam do sali, chłopak już rozgrzewał się do muzyki.
Zawsze przychodził pierwszy. Lubiłam go. Nawet bardzo. Był dość spokojną osobą. Można powiedzieć, że wszystkie emocje przekazywał w taniec.
Donghyuk zatrzymał się w połowie obrotu, zauważając że nie jest sam na sali.
-O ____! Nie sądziłem, że ktoś przyjdzie tu tak wcześnie.
-Akurat byłam w pobliżu coś zanieść, a że zeszło mi krócej niż myślałam, to przyszłam wcześniej. Przepraszam jeśli ci przeszkodziłam.
Uśmiechnął się.
-Nie. Może też chcesz zatańczyć?
Skinęłam powoli głową, na zgodę. Odłożyłam torbę pod ścianę i stanęłam obok niego. Ponownie włączył muzykę i zaczął tańczyć. Przez chwilę przyglądałam się jego ruchom, by następnie do niego dołączyć. Dałam się porwać muzyce. Nawet nie zauważyłam, jak blisko siebie tańczyliśmy, dopóki piosenka się nie skończyła. Moja twarz była zaledwie kolka centymetrów od jego, gdy rozpoczął się kolejny utwór, wyrywając nas oboje z oszołomienia. Odwróciłam się zarumieniona. Uspokoiłam się i po chwili ponownie dałam się ponieść muzyce. Widziałam, że mnie obserwuje. Serce zaczęło mi szybciej bić. Na szczęście dołączył do mnie.
Po chwili do sali wszedł nasz trener, a potem reszta naszej grupy zaczęła się schodzić. Nauczyciel zaczął zajęcia, a my zaczęliśmy robić to co kochamy.
-Dobra dzieciaczki, w przyszłym tygodniu w piątek zaprezentujecie nam układ, który wykonacie w parach.
Okazało się że jestem w parze z Donghyuk. Nie wiedziałam czy się cieszyć, czy martwić.
*****
Umówiliśmy się na następny dzień, aby poćwiczyć choreografię. Zostając sama w jednym pomieszczeniu z Donghyuk, poczułam że moje motylki zaczęły wariować.
-Jesteś gotowa?- spytał.
Skinęłam głową, nie odzywając się, bo gdybym to zrobiła mój głos, by się załamał. Po dokładnej selekcji piosenek, wybraliśmy tę, do której tańcząc oboje czuliśmy się dobrze. Zaczęliśmy tańczyć. Krok po kroku powstawała nasza nowa choreografia. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęliśmy żartować i wygłupiać się. Przestałam zwracać uwagę na to jak blisko siebie byliśmy. Po około 30 próbach, wykonaliśmy wszystko prawie idealnie i postanowiliśmy, że to koniec na dzisiaj. Umówiliśmy się, że spotkany się w środę aby dopracować wszystko do perfekcji.
Podniosłam torbę i ruszyłam do wyjścia z budynku, gdy usłyszał, że Donghyuk mnie wola:
-Czekaj! Odprowadzę cię.
-Nie musisz tego robić.
-Nie mogę pozwolić, aby tak piękna dziewczyna wracała sama do domu.
Zanim zdążyłam zaprotestować, pociągnął mnie za rękę. Wydęłam policzki sfrustrowana tym, że ten przystojny chłopak, traktuje mnie jak dziecko. Obejrzał się na mnie i szturchnął mnie w policzek.
-Słodka.
Obróciłam się zakłopotana na jego słowa. Szliśmy ulicami, kierując się w stronę mojego domu.
-____- powiedział, przerywając ciszę- Wiem, że mówię to tak nagle, ale oczarowałaś mnie już na pierwszych zajęciach swoim tańcem. Nie powiedziałabym ci tego, gdybyśmy nie wylądowali w parze… że… zakochałem się w tobie.
Zamrugałam, zatrzymując się, zastanawiając się czy się nie przesłyszałam. Jednak gdy spojrzałam mu w oczy, okazało się że dobrze usłyszałam. Przygryzał wargę za zdenerwowania. Zrozumiałam, że mówi prawdę.
-Więc co ty na to?
-Ja też się w tobie… zakochałam…
Zarumieniłam się i spuściłam głowę, zdając sobie sprawę, co powiedziałam na głos. Czy to możliwe że oboje coś do siebie czuliśmy?
-Naprawdę?!
Dopytywał się, a ja tylko skinęłam głową, jeszcze bardziej się rumieniąc.
-Więc jeśli oboje coś do siebie czujemy to…- uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Złapał mnie za podbródek, podnosząc moją twarz do góry i pocałował czule. Zacisnęłam piąstki na jego koszuli. Oddałam pocałunek, na co Donghyuk przyciągnął mnie bliżej, zmuszając, abym zarzuciłam mu ręce na szyję.
W myślach dziękowałam naszemu trenerowi, że postanowił umieścić nas w jednej parze.


03 sierpnia 2018

Wysysacz dusz cz.2

Nie poczuł jednak zimna. Stwierdził także, że może swobodnie poruszać mięśniami. Cała rezygnacja zniknęła i włączył się instynkt obronny. Wykonał gwałtowny obrót, łapiąc nieznajomego za rękę i przyciągając do siebie plecami. Przyłożył mu nóż do gardła. Gdy już miał przeciąć gardło, zorientował się, że trzyma około dwudziestoletnią dziewczynę. Przyjrzawszy się jej, zobaczył, że ma prawie równie czarne oczy jak on.
Wypuścił ją ze swojego uścisku i schował sztylet za pas. Dziewczyna oddaliła się od niego na chwiejnych nogach, uspokajając oddech.
-Ledwo, co tutaj przyjechałeś, a już napadasz na tutejszą dziewczynę.- odezwała się zadziornym głosem.
Jej reakcja go zaskoczyła. Wiedział jednak, że to trochę jego wina. Nie powinien jej tak ostro traktować.
-A ty nie wiesz, że nie zachodzi się ludzi od tyłu.- odgryzłam się jej. -Mogłem ci odciąć łeb, głupia.
Skrzywiła się niezadowolona, choć wiedziała, że mam racje.
-Czego tu szukasz?- spytała, mierząc mnie przenikliwym wzrokiem z góry na dół.- Nie jesteś stąd.
-Mam robotę do wykonania.- oznajmiłem sucho.
Nie miałem zamiaru dłużej zwlekać. Magru na pewno zaczął już, pochłaniać magiczną esencje, przygotowując się do pożywienia się duszą ofiary.
-Zmykaj stąd.- powiedział głosem nie przyjmującym sprzeciwu- Za chwilę może się zrobić nieprzyjemnie.
Zobaczył, że podziałało. Dziewczyna spojrzała na niego zlęknionym wzrokiem i umknęła w pobliskie drzewa. Nie oglądając się za nią, ruszył w stronę zamczyska.
Gdy wszedł przez rozwalone wrota, jego krew zaczęła buzować. Od razu wiedział, że jest na miejscu. Zaczął krążyć po korytarzach, idąc tam gdzie prowadził go instynkt. Poczuł przyjemny przypływ adrenaliny. Teraz na pewno go dopadnie. Poprawił ostatni raz swój sprzęt.
Wychylił się zza ściany.
Najpierw wyczuł, a później zobaczył krew. Ludzka krew. Płynęła wąskim strumieniem po podłodze sali. Trójka Magru latała w około dwójki młodych ludzi. Odprawiali rytuał. Pomiędzy Magru a dzieciakami przeskakiwały coraz to większy iskierki mocy, które białasy pochłaniały.
Zaczekał jeszcze chwile, aby stworzenia skupiły całą swoją uwagę na nastolatkach. I pognał w ich stronę.
Teraz ich miał.
Podanych jak na tacy.
Nik zwinnie przeskoczył strumyk krwi. Od Magru śmierdziało mieszanką pleśni i gnijącej skóry. Starał się nie robić hałasu, by nie zauważyły go jak najdłużej. Gdy dotarł już wystarczająco blisko pierwszego z nich, pchnął sztyletem w poprzek długiej szyi, odcinając ją. Coś, co wyglądem miało przypominać głowę, poturlało się po podłodze. Serce waliło mu w szaleńczym rytmie. Wiedział, że najgorsze ma przed sobą, bo tylko ten z pozoru najmniejszy Magru, potrafił się przemieniać, przywoływać chimery i obezwładniać ludzi. Był najgroźniejszy.
Pozostałe dwa odwróciły się do Nika przodem, wydały z siebie przeraźliwy dźwięk przypominający krzyk i rzuciły się na niego, otwierając paszcze szeroko, chcąc wyssać jego esencje.
Uśmiechnął się kpiąco. Pociągnął za spust i strzelił jednemu z nich prosto w głowę, która rozprysła się na miliony kawałeczków. Reszta ciała opadłą bezwładnie na podłogę.
Najmniejszy z nich zdążył jednak zbliżyć się do niego na tyle, aby świat Nik zaczął rozmazywać się mu przed oczami. Magru nie mógł wyssać jego duszy. Przed jego zimną ręką chronił go naszyjnik, wytwarzający coś na rodzaj pola ochronnego.  Ale i tak musiał zebrać wszystkie siły, by unieść rewolwer. Mrużył oczy, starając się, choć przez chwilę dojrzeć sylwetkę napastnika.
To nie nastąpiło. Widział tylko szare plamy. To była jedna z umiejętności Magru. Kolejną zaletą był fakt, że są białe, przez co mieszały się z otaczającą ich szarością.
Nik jednak po chwili usłyszał pisk, dobiegający z gardła Magru. Świat przed nim zaczął powoli nabierać ostrości. Musiał się śpieszyć, nim ten znów zmąci mu wzrok. Drugi raz tego dnia pociągnął za spust. Trafił dokładnie miedzy oczy. Bezwładne ciało, opadło na parkiet, bez najmniejszego hałasu. Zaczęło czernieć.
Rozejrzał się po sali.
Z pozostałych dwóch ciał, leżących nieopodal, nie pozostało praktycznie nic po za kupkami popiołu. Ciała dwojga nastolatków, leżały w kałuży krwi. Było dla nich za późno. Nie miał, żadnych złudzeń. Z daleka mógł powiedzieć, że nie żyją. Pierwszy odszedł chłopak. Najprawdopodobniej próbował się bronić, gdyż miał podłużne rany wzdłuż ciała, z których to sączyła się krew. Dziewczyna może i miałaby szanse na przeżycie, gdyby nie fakt, że Magru zdążyły wyssać jej pół twarzy. Nik wiedział, że nie miała już duszy.
To był koniec jego roboty.
Odwrócił się w stronę wyjścia i zamarł. W przejściu stała ta sama dziewczyna, którą spotkał przed zamkiem. Trzymała w ręku sztylet, którym zabił pierwszego, Magru. Miała wybałuszone oczy z wrażenia. Takiego widoku nie można zobaczyć w żadnym horrorze. Nawet najlepszej produkcji. Większość, z ludzi po takim wydarzeniu mdlała, wrzeszczała i tym podobne rzeczy. A dziewczyna stała, oddychając spokojnie.
Podszedł do niej powolnym krokiem. Podniosła na niego wzrok. W jej oczach nie było strachu czy przerażenia. Tylko spokój. I odrobina wstrętu. Wyciągnął z jej rąk sztylet. Włożył go sobie za pas.
-Wszystko dobrze?- spytał, oglądając ją z góry na dół, tak jak ona zrobiła to przed zamkiem. Jej czarne spodnie i niebieska koszulka, były pokryte popiołkami z Magru. Po za tym chyba nic jej nie było.
Skinęła powoli głową w odpowiedzi. Wskazał ręką wyjście, a dziewczyna zrozumiawszy, o co chodzi, wyszła razem z nim na podwórko. Wyjął z auta telefon i zadzwonił do przełożonego, aby przysłał mu ekipę sprzątającą. Nie mógł zostawić najmniejszych śladów po walce. Wystarczył mu fakt, że ma na głowie tą dziewczynę.
-Jak masz na imię?- spytał.
-Klara.- odparła hardo, patrząc mu prosto w oczy.
Nik uśmiechnął się pod nosem do siebie. Była porywcza i nieposłuszna. Tak bardzo przypominała mu jego samego. Może jeszcze będzie z niej pożytek.