16 stycznia 2017

Powrót - Chen

Czekałam na lotnisku, aż samolot, którym miało wrócić EXO, wyląduje.
Poznałam chłopaków przez mojego wujka, który był ich menagerem. Teraz razem z nim i kilkoma osobami z SM siedzieliśmy w hali przylotów. Amber próbowała mnie zagadać, ale moja uwaga była skupiona drzwiach, którymi pasażerowie wchodzili i wychodzili. Nie widziałam go cały miesiąc, bo mieli koncerty w Chinach, gdzie promowali swoją najnowszą płytę.
Tęskniłam za nim. Nie wystarczały mi rozmowy przez telefon. Brakowało mi go. Jego ciepłego śmiechu i pięknego głosu, który pragnęłam usłyszeć. Chciałam się do niego przytulić, pocałować go.
Moje myśli przerwał głos oznajmiający przylot samolotu. Po raz kolejny spojrzałam w stronę wejścia.
Po chwili w tłumie zobaczyłam Chen’a. Uśmiechnęłam się. Kiedy i on mnie dostrzegł, odwzajemnił mój gest. Musiałam poczekać, aż prezes skończy rozmawiać z EXO. Gdy tak się stało, chłopaki rozeszli się w różne strony, a Chen podszedł do mnie. Nie wytrzymałam i rzuciłam mu się na szyję. Okręcił się w koło ze mną na rękach.
-Tęskniłam- szepnęłam mu do ucha, gdy mnie postawił na ziemi.
-Ja bardziej- odpowiedział, całując mnie czółko.
Uśmiechnęłam się do niego lekko zakłopotana. W końcu jesteśmy na lotnisku. Chen chyba nie przejmował się tym, gdyż złożył soczystego buziaka na moich ustach.
******
Wieczorem Chen zabrał mnie do kina, na jakąś komedię.
Później poszliśmy do restauracji.
Spędziliśmy razem cudowny wieczór.
Dobrze mieć go z powrotem przy sobie.

04 stycznia 2017

Przesadna troska miłością kierowana

Pewnego dnia w szkole zobaczyłam na szafce karteczkę z napisem „dzidzia bez niani żyć nie może”. Jacyś żartownisie chcieli mi zrobić na złość. Kuba akurat przechodził obok, gdy odklejałam karteczkę z zamiarem wyrzucenia jej. Od razu, gdy przeczytał jej zawartość, rozejrzał się i dostrzegł śmiejących się nieopodal chłopców. Bez jakichkolwiek zbędnych ceregieli, podszedł do nich. Jednego z nich popchnął na podłogę, a drugim walnął o szafki. Zaczęła się bójka, z której tylko Kuba wyszedł cało. Widziała to chyba cała szkoła, łącznie ze mną.
Kiedy w tej kołataninie padło moje imię, wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Zawstydziłam się. Wiedziałam te spojrzenia przepełnione zazdrością, współczuciem, a nawet wrogością. Byłam zawstydzona i zła. Zatrzasnęłam szafkę i szybko skierowałam się w stronę wyjścia.
Zachowanie Kuby od jakiegoś czasu zaczęło mnie drażnić.
Byłam mu wdzięczna. Nie łatwo zliczyć sytuacje, z których dzięki niemu wychodziłam bez szwanku. Na przykład, gdy w bibliotece ktoś szturchnął drabinę, na której stałam, to właśnie Kuba był, tym, który mnie ratował przed upadkiem. Kiedy byłam zbyt zamyślona i ktoś popchnął mnie na schodach, stał i czekał na dole, by móc mnie złapać.
Miałam u niego dług wdzięczności. Ale zaczynało mnie to powoli drażnić.
Nie dane mi było jednak pobyć w samotności. Kuba biegł za mną, wołając mnie. Zatrzymałam się i obróciłam się do niego przodem. Patrzyłam na niego bez żadnej radości w oczach.
-Wołam cie od dłuższego czasu.- powiedział zdyszany.
-Dziękuje za pomoc, ale niepotrzebnie zareagowałeś…- zaczęłam, chcąc mu w końcu cokolwiek wyjaśnić.
-Żartujesz? Nie mogłem pozwolić, aby takie rzeczy robiono mojej małej Ani.- powiedział oburzony moja reakcją.
-Kuba proszę, przestań traktować mnie jak dziecko. Dzieciństwo już minęło. Obudź się. Nie pomagaj mi na siłę. Nie chcę być wiecznie skazana na twoją pomoc.- przerwałam swój monolog i cofnęłam się, bo chciał mnie chwycić za moje dłonie.- Nie, zostaw mnie.
Uniosłam ręce w geście obronnym i odeszłam, kierując się w stronę parku.
Kuba nie poszedł za mną, a przynajmniej tak myślałam, bo nie widziałam go w okolicy.
*******
Przesiedziałam na ławce do wieczora, bijąc się ze swoim sumieniem. Miałam wrażenie, że jednak trochę przesadziłam. Kuba chciał dla mnie dobrze, a ja na niego naskoczyłam, jakby zrobił coś złego. A było wręcz przeciwnie. Spojrzałam na zegarek. Było po dziewiątej. Podniosłam się z ławki i skierowałam w stronę domu.
Po chwili usłyszałam znajome śmiechy, które nie przypadły mi do gustu. Obejrzałam się. To cie sami chłopcy, których pobił dziś rano Kuba. Widziałam ich miny, gdy mnie zauważyli. Spanikowałam. Rzuciłam się do biegu. Któryś z nich krzyknął, a po chwili usłyszałam, że biegną za mną.
Pisnęłam, gdy potknęłam się o wystający korzeń jakiegoś drzewa. Na szczęście wylądowałam na trawie, a nie na twardym chodniku. Niestety nie byłam uratowana. Chłopaki stanęli nade mną.
-Aniu, twoja niańka narobiła nam wstydu przy wszystkich, a to twoja wina.- powiedział wyższy z nich.
-Tia, siara jak nic. Nie ma takiej opcji, by ktoś nas bezkarnie bił.- mruknął ten drugi i pociągnął mnie do góry. Zacisnęłam zęby, czując mocny uścisk na lewym ramieniu.- Zresztą i tak nie bolało.- dodał już radośniej.
Nagle uścisk na ramieniu zelżał, a chłopak, który jeszcze przed chwilą mnie trzymał, padł na ziemię i zawył z bólu. Zza jego pleców wyłoniła się znajoma sylwetka.
-Chyba za mało obiłem wam te mordy.- mruknął niskim głosem, przepełnionym gniewem.
Ten niższy z chłopaków rzucił się na niego. Zaczęli się turlać po ziemi, aż w końcu Kuba walnął go w głowę na tyle mocno, że ten odskoczył od niego jak oparzony. Zanim uciekł, zdążył go chwycić za kołnierz kurtki i powiedział:
-Następnym razem zastanowisz się trzy razy zanim tkniesz to, co dla mnie najważniejsze.- warknął i puścił chłopaka.
Obolały napastnik razem z kumplem uciekli. Kuba podszedł do mnie i pomógł mi usiąść.
-Ania? Nic ci nie jest?- zapytał zaniepokojony.
Zrobiło mi się głupio, widząc przerażony wzrok Kuby.
-Przepraszam… miałeś rację… ja wciąż wymagam opieki…- wyszeptałam przez łzy.
Kuba objął mnie delikatnie i przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego tors. Palcami przeczesał mi włosy.
-Mojej opieki. Ja chcę się tobą opiekować… już zawsze.
Drżałam w jego objęciach.
Po chwili odsunął mnie nieco od siebie, by móc spojrzeć mi w oczy. Delikatnie, opuszkami palców otarł moje łzy, które zdobiły moje policzki.
-Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Chciałem po prostu cię chronić. Chciałem… nie… ja nadal chcę… być twoim wsparciem, obrońcą. Wiem, że byłem nieco nadopiekuńczy… może nawet niekiedy trochę przesadzałem. Masz rację. Ale… zależy mi na tobie… rozumiesz?
Mówiąc to uśmiechnął się niepewnie, patrząc mi w oczy. Patrzyłam na niego zaskoczona. Tego typu przemówienia nie były w jego stylu. Można powiedzieć, że to był jego debiut. Dopiero teraz zrozumiałam jego zachowanie. Zrobiło mi się głupio, że wcześnie o tym nie pomyślałam. Kuba zawsze był dla mnie ważny. Bez żadnej słownej reakcji ucałowałam go w policzek.
-O ile się nie mylę super bohater dostaje całusa o tutaj.- powiedział niezadowolony, wskazując na swoje usta.
Uśmiechnęłam się pod nosem na jego słowa. Zbliżyłam się do niego, aby delikatnie musnąć wargami jego usta. Ten niewinny całus przerodził się jednak w nieco namiętniejszy pocałunek.
Kiedy ponownie się ode mnie odsunął, musnął delikatnie mój policzek i wziął mnie na ręce jak rycerz z bajki. W ten sposób zaniósł mnie do domu, gdzie został na noc, by czuwać nad moim snem.